Dzieje się
W ramach projektu miał miejsce dwudniowy pokaz performance zaproszonych artystów - z Czech, Polski, Słowacji i Węgier.
Zaproszeni artyści:
Jiri Suruvka, Marek Pražak, Jana Zimčíková (CZ)
József R. Juhász, Daniel Dida, Linda van Dalen
(SK)
Balint Sombati, Imre Dénes, Péter Vályi
Józef Robakowski, Adam Klimczak, Anka Leśniak (PL)
Spotkanie oficjalnie rozpoczęło się 15 marca o godz.18.00 performance pt. "Znak czasu" Adama Klimczaka - gospodarza Galerii Wschodniej. Był to rodzaj wstępu do kolejnych działań artystów. Klimczak zaczął działanie na parterze klatki schodowej (galeria mieści się na I piętrze). Wchodząc na klęczkach po schodach, na każdym stopniu, wymieniał kolejne daty - od powstania galerii (lata 80.) do roku 2012. Następnie wszedł do galerii, gdzie chodząc wokół pomieszczenia i dotykając dłonią ściany wymieniał po kolei nazwiska wszystkich osób, które na przestrzeni lat prezentowały swoją sztukę w galerii Wschodniej. Wśród wymienionych znalazły się takie nazwiska jak: Jan Berdyszak, Mimmo Catania, Peter Downsborough. Warto dodać że prowadzący Galerię Wschodnią współorganizowali kolejne edycje Konstrukcji w Procesie. Galeria jeszcze w czasach żelaznej kurtyny stanowiła pomost, między polskim i zagranicznym środowiskiem twórczym.
Po Klimczaku wystąpił Marek Pražak z Czech. Zaprezentował typ performance muzycznego,
opartego na modulacji głosu oraz użyciu rekwizytów - wiolonczeli oraz ogromnej walizy,
z której wyciągał kolejne przedmioty. Performance nosił tytuł "Msza za Polskę". Było to wykonanie utworu
"Missa Profundis" w interpretacji artysty. Działanie oparte było na absurdzie, przez
co budziło skojarzenie z wystąpieniami dadaistów i Cabaret Voltaire. Artysta ubrany w błyszczące "ozdobne szaty"
budził skojarzenia z wieszczem, szamanem lub duchownym, ale jednocześnie był postacią groteskową.
Działanie miało dużą dynamikę, niespodziewane zwroty akcji. Było zarazem śmiesznie i strasznie.
Przez cały wieczór trwała akcja Daniela Didy ze Słwacji "Oddech na wynos".
Można było zabrać sobie oddech artysty w postaci przezroczystego foliowego
woreczka nadmuchanego przez Didę. Dida napełniał powietrzem kolejne worki,
zostawiając je w różnych miejscach galerii. Pod koniec wieczoru było ich na tyle dużo,
że stworzyły rodzaj instalacji "in situ". Działanie Didy - proste w sposobie wykonania,
oparte na jednym geście, wywołuje pytania o istotę sztuki efemerycznej, która nawet
jeśli pozostawia po sobie obiekty czy dokumentację, to podstawą jej tworzenia
i odbioru jest obecność w konkretnym miejscu w określonym czasie.
Péter Valyi z Węgier zaprezentował performance pt. "Strong Nations". Poprosił cztery osoby z różnych krajów o odczytanie swojego hymnu narodowego. _Reprezentantami narodu_ zostali Jiri Suruvka (Czechy), Linda van Dalen (Słowacja), Gordian Piec (Polska) i Katalin Balazs (Węgry). Hymny odczytywane były symultanicznie. Najgłośniejsze było wykonanie Gordiana Pieca (może dlatego, że Polska to geograficznie największy kraj z wyszehradzkiej czwórki), najwięcej serca i inwencji twórczej w swój hymn włożył Jiri Suruvka. W rzeczywistości performance Petera Valyi rozpoczął się znacznie wcześniej, podczas obiadu w karczmie Raz na wozie. Artysta poczekał aż wszyscy uczestnicy odejdą od stołu, po czym zebrał i zjadł wszystkie resztki pozostałe po posiłku. Nagrał z tej sytuacji video na swoim telefonie komórkowym w na tym samym nośniku odtworzył go w galerii.
Linda van Dalen (Słowacja) wykonała swoją akcję przy współpracy Emila - psa Jiri'ego Suruvki. Ze smakołyków dla psa układała na podłodze wyrazy. Trudno było odczytać słowa, ponieważ natychmiast zjadał je Emil. Następnie białą farbę na białych ścianach galerii napisała te same słowa: "Oddycham, czuję, przyszłam tu po życie". Gdy farba wyschła słowa stały się niewidoczne. Podobnie jak u Didy artystka dotknęła tematu obecności i przemijalności, przywodząc na myśl maksymę "carpe diem".
Wieczór zakończył Jiri Suruvka. Akurat tak się złożyło, że dwa tygodnie później
Suruvka miał znów wystąpić w Łodzi - w Galerii Manhattan. W związku z tym zaproponował performance
w odcinkach pt. "Jorje (czyt. Horhe) czyli życie artysty - telenowela".
Działanie rozpoczął opowieścią o swojej mamie, która często oglądając telenowele,
zaczęła przez pryzmat pokazywanych w nich historii patrzeć na świat. Tytułowym Jorje -
hiszpańskim artystą jest sam Suruvka (Jorje to po hiszpańsku to Jiri). A artysta, według wyobrażeń
ludzi i tego, co pokazuje się w telewizji, to facet, który siedzi przy sztaludze i maluje modelkę.
Modelka oczywiście powinna być naga i nie pełnić wielorakie role w życiu artysty.
Artysta jest ciągle zmęczony i trudno mu ukończyć dzieło, w związku z czym nie może go sprzedać.
A nawet jak ukończy obraz, nie wiadomo czy, czy znajdzie się kupiec. Zadanie ma niełatwe,
portret musi być na miarę Mony Lisy, żeby trafił w gusty odbiorów. Kolejni bohaterowie
telenoweli to m.in. modelka, marchand, policjant, punk i śmierć. Te role "grały" osoby z publiczności. Nie było scenariusza, więc akcja Suruvki dzięki inwencji widzów zamieniła się w never ending story. Tu też znaczenie miał kontekst miejsca i element nieprzewidywalności w sztuce akcji. Podstawowym rekwizytem Suruvki była sztaluga, która jest własnością Adama Klimczaka. A, że Klimczak chyba ostatni raz użył sztalugi na studiach i od tej pory leżała w piwnicy,
rozpadła się nieco przy próbie rozłożenia jej do akcji Suruvki.
Drugi wieczór performance rozpoczęła akcja Anki Leśniak we współpracy z
grupą PUL (Paulina i Ula Korwin-Kochanowskie oraz Ludwik). Główna część
działania miała miejsce w korytarzu wysłoniętym czarną tkaniną. Widzowie wchodzili
z klatki schodowej do pomieszczenia pojedynczo. Widzieli trzy kobiety - jedną nagą
z zasłoniętymi oczami i dwie zupełnie zakryte (jak muzułmanki), którym widać było
tylko oczy. Z CD-playera cały czas odtwarzane było jedno zdanie: "Weź szminkę
i napisz na moim ciele pierwsze skojarzenie, jakie przychodzi Ci do głowy,
gdy słyszysz słowo kobieta". Potem widz otrzymywał sczepione za sobą szpilką kartki
z prośbą o zachowanie ciszy i nie otwieranie ich do końca akcji. Następnie przechodził
do sali galerii, gdzie wyświetlane było wideo z odciskami ciała artystki i napisami
typu: "wolność, niezależność, pieniądze, władza_". Na końcu Leśniak wyszła z korytarza i
w miejscu projekcji na ścianie przykleiła napis "Which of these words have you written" (Które z tych słów napisała/eś?).
Następnie wystąpiła Jana Zimcikova z Czech. Był to performance oparty na jednym geście.
Jako rekwizyt artystka wykorzystała cienkie rajstopy. Jedną parę założyła na nogi,
drugą na ręce i głowę, po czym próbowała _wyzwolić się z powłoki_ ograniczającej ruchy jej
ciała. W końcu rajstopy podarły się i artystka odzyskała swobodę ruchów. Na tym zakończyła akcję.
Balint Sombati z Węgier wykonał performance bardzo oszczędny w gestach.
Usiadł na krześle i pokazał widzom kolorowe serce z piernika, w którym umieścił lusterko.
W rytm nastrojowej muzyki zjadał serce, aż zostało tylko lusterko. Potem zaczął przecinać
lusterkiem aż do krwi swoją dłoń, po czym zrobił nią ślady na policzkach. Połączenie lukrowanego
serduszka i prawdziwej krwi stanowi kontrast. Z jednej strony zestawienie może być kiczowate,
z drugiej może symbolizować miłość i cierpienie _ często nieodłączne emocje.
Czyj wizerunek odbija się w lusterku? Artysty czy nasz własny?
Potem obejrzeliśmy performance Imre Denesa z Węgier.
Artysta oparł swój performance na dźwiękach, geście oraz użyciu
symbolicznych materiałów, takich jak ziarno i mleko. Performance przypominał rytuał.
Najdłuższa część działania to moment, kiedy Denes stał pod podwieszonym pod sufitem
sporej wielkości workiem, z którego lała się na niego strużka mleka. Pokazywał dłonią
różne gesty. Działaniu towarzyszyła muzyka o brzmieniu z dalekiego wschodu.
Artysta użył też rekwizytów kojarzących się z tamtejszą kulturą _ np. sztucznych,
śpiewających ptaszków. Następnie wysypał na podłogę galerii ziarno.
Jozsef R. Juhasz wykonał performance pt. "Trust". Zaczął od "wkręcania w głowę" wybranym
osobom z publiczności ok. 30 centymetrowych gwoździ.
W międzyczasie pisał na podświetlonym ekranie kolejne słowa, które złożyły się na zdanie "If you see something,
say something". To zdanie napotkać można było w metrze w Nowym Jorku po ataku terrorystycznym 11 września. Artysta podszedł do przygotowanego wcześniej kubika z kilkoma ryzami papieru
i narysował na ich brzegach znak paragrafu. Potem przyłożył do swojej twarzy dwa gwoździe
i poprosił osobę z publiczności o przewiązanie mu oczu białą opaską. Rozebrał się do naga i
trzymając w jednej dłoni gwoździe w drugiej kartkę papieru, stanął i trwał dłuższą chwilę bez
ruchu na tle napisanego wcześniej zdania.
Wieczór zakończyło wystąpienie Józefa Robakowskiego. Robakowski zaprezentował
dokumentację performance "Jestem elektryczny", w którym poddawał się stopniowo zwiększanej
dawce napięcia elektrycznego. Napięcie zwiększały osoby na widowni (performance wykonany był
w studio telewizyjnym). Jak wspomniał artysta impulsem do tego działania było zdarzenie z przeszłości,
kiedy został porażony prądem. Potem Robakowski zaprezentował jedną pracę z serii charakterystycznych
dla niego performance dokamerowych. Na video widzimy artystę leżącego na klawiszowym instrumencie.
Ruszając głową wytwarza niskie jednostajne dźwięki. Dźwięki zachęciły kota artysty do włączenia się do akcji,
który stąpając po klawiszach tworzył "kocią muzykę".
relacja: opracowanie Łódź-art
zdjęcia: Norbert Trzeciak, Jerzy Grzegorski, Adam Klimczak, Paweł Hartman, Małgorzata Kruszyniak, Anka Leniak